Jechałam na plażę
Nie na dziką, którą lubię najbardziej
Tą na której są różni kolorowi ludzie
Metry piachu , fale i biało-srebrne mewy
I piękne słonice majowe
Jeszcze może nie takie gorące ale młode
Po drodze zobaczyłam kępę mleczy
Pospolitych mleczy, którymi zajadają się króliki i zające
Jedne były jeszcze w pączkach mało żółte
A pozostałe już większe
W tym białe dmuchawce
Żyły w gromadzie
W kępie zielonych liści
Jak stara dobra rodzina
Obok nich niebieskie niezapominajki
I żółte kaczenice pięknie rozwinięte
Wszyscy na soczystej zielonej łące
Pomyślałam o rodzinie tej mojej tej kochanej
Małe brzydulki mleczowe
Wyciągające główki ku słońcu
Jeszcze nie rozwinięte jak mój wnuczek Staś
Nie które rozwinięte
Jak moja córka piękna Karolina
Przyglądająca się słońcu
Chmurom płynącym wolno po niebie
Rozwinięte, które widziały i wczoraj i przedwczoraj jak Ty
I białe dmuchawce
Trzymają się mocno swojej główki
I te, które były gotowe pofrunąć daleko jak małe okręciki
Gdzieś daleko w świat
Nie raz niesione wiatrem do wieczności
Uśmiechnęłam się do siebie
Jestem w gromadzie tych niesionych wiatrem do wieczności
10.05 2018r.
Maria Urszula Mruk
\